lekarz… badania…badania…lekarz
14 marca 2012
-
Czekam na pana „pomiernika”… Miał być między 14 a 15… O 15 MUSZĘ najpóźniej wyjść, żeby dojechać jeszcze jakoś logicznie-czasowo po Zetkę, do przedszkola… :/ A pana jak nie ma tak nie ma.A mnie się chce płakać…Dzień zaczął się jak zwykle- nieco bardziej roboczo, bo czas najwyższy zakasać rękawy. Po weekendzie jeszcze nie było sprzątane, mopowane i rano jak się stąpało po podłodze to niemal jak w bajce… czarodziejski pył się unosił 😛 A za tym tajemniczym, szarym pyłkiem… Jakieś stworki drażniły mój nos i tak kichałam na wszystko- zwłaszcza na ten pył 😛Aż się zakichałam i w końcu posprzątałam. 3 pralka już się tłucze w łazience z drobiazgiem. Tylko ciekawe gdzie ja to rozwieszę… Teraz do mnie doszło, że to na dzisiaj MUSI być ostatnia pralka, bo inaczej wszystko zacznie gnić w oczekiwaniu na wolne miejsce do wyschnięcia…No i wizyta u lekarza… Znowu! No i po wizycie kolejne badania i umówiłam się znów na kolejną wizytę… I już chce mi się płakać :/CZY TO KIEDYŚ SIĘ SKOŃCZY?!?Pierwsza ciąża przebiegała bez większych stresów. Jedyne co, to nieco powiększone miedniczki nerkowe płodu były pod obserwacją. Po porodzie jedna wróciła u Zetki do normy, druga też zaczęła maleć ale nieco wolniej. WŁAŚNIE!!! Na 3 lata miałam znów zrobić jej USG brzuszka… Ale teraz po szpitalnych perypetiach, to aż mnie serce boli jak pomyślę, że mam ją stresować… Odczekam jeszcze troszkę…Za to ja, teraz z drugiej ciąży biegam niemal jak uzależniona do lekarza… Już jestem tym strasznie zmęczona!! Dzisiaj przytłaczały mnie myśli po wizycie…Jestem typem, który może chorować, ale nie chce o tym wiedzieć. Lepiej nie wiedzieć, zachorować i umrzeć w niewiedzy. A cieszyć się chwilą z bliskimi, czy zamiast na kolejnego lekarza stracić pieniądze na jakąś rzecz, jakiś gadżet poprawiający humor- choćby buty, torebkę czy głupie lody z rodziną…Ale jak patrzę na Zetkę…. Że np mnie miałoby przy niej nie być… Że nie widziałabym jej pierwszego dnia w szkole, pierwszej randki, reakcji na pierwszą „pałę” w szkole ;P … Że nie widziałabym jak wygląda w wieku 5, 7, 10, 15….lat…Przepraszam… to te hormony…płaczę…Ale jak pomyślę, że ktoś mógłby, a nie ja, osuszać łzy czy słuchać jej śmiechu….K…a rozmazałam sobie tusz…Złośliwość losu… Rozmazałam się i przyszedł facet! GrrrrrSpokój….Nie, nie jest ze mną tak jakoś tragicznie… To tylko nadmiar badań i wizyt lekarskich tak mnie przybija… Teraz z badań wyszło, że mam dość wysokie (prawie jeszcze raz tyle co powinno być w normie!!) hormony tarczycy. Lekarka śmiała się, że idąc za mną nie mogła mnie dogonić nawet na schodach, więc chyba osłabienie i zmęczenie nie dotyczą moich zauważalnych objawów… No cóż… Musiałam przyznać się i przed nią i przed samą sobą, że staram się z tymi właśnie syndromami walczyć, choćby na krótkich dystansach. Ale senność, ogólne przemęczenie to myślałam, że naturalne w ciąży. Że u niektórych jest a u niektórych dwupaków nie… A, że naczytałam się tu i tam, to jakoś nie przywiązywałam do tego wagi. No chyba, że irytacja na samą siebie, że jest się do dupy, bo jakoś czas mi się przez powolność rozłazi…. Od zdania do zdania i po wizycie szłam na kolejne rozszerzone badania na hormony tarczycy :/Z nowych wyrazów jakie ja poznałam po dzisiejszej wizycie to cytomegalia…Szłam z myślą, że następna wizyta u lekarza dopiero za miesiąc, tak jak wcześniej mówiła pani doktor. A tu… badania, badania i badania i… za tydzień następna wizytaCzuję się do niczego. Na prawdę, chyba wolałabym nie wiedzieć o chorobach i umrzeć w błogiej nieświadomości…Gdybym była poważnie chora, gdybym o tym wiedziała i żyła/dogorywała z myślą, że to ostatnie chwile z Zetką, z Nim… Chyba szybciej bym ze zgryzoty zesztywniała
Bo nie dość, że ktoś oznajmia, że życie kończy się tu i tu… Ale co chwilę, dodatkowo, tak na „a może się uda” wysyła na tysiące badań,leczenie… To ile czasu i ile szczerej beztroski pozostaje osobie umierającej dla najbliższych?!? Czy nie lepiej żyć nic nie wiedząc? Prowadzić normalne życie? Nie rozmyślać o tym co będzie jak już mnie nie będzie?
Jestem padnięta… Idę rozwiesić to 3 pranie, bo robię to na raty… Nie mam siły, tak jak kiedyś- obiad, mopowanie chaty, pranie, sprzątanie… Było pranie…. Herbatka…. pranie… drugie śniadanie… częściowo obiad… komputer…. częściowo pranie… wymarsz po Zetkę… obiad… i teraz dokańczam zapiski i znów będzie pranie… sprzątanie po obiedzie (dobrze, że na jutro mam obiad!)