Czasami kłamię
12 lutego 2018
-
Jak postanowiłam, tak też robię. Zmniejszam zagrożenie lawinowe książek przy łóżku.
Przed wyjazdem w Tatry skończyłam książkę „Czasami kłamię” Alice Feeney z wydawnictwa W.A.B. Tak bardzo rozreklamowana w ubiegłym roku. Taki hit.
Dla mnie… bardziej kit.
No dobra. Może taka najgorsza nie jest. Ale mnie nie powala, nie zaskakuje. Nic nie wnosi. Mam mieszane uczucia.
Połączenie retrospekcji z kartaki z dziennika sprzed wielu lat dość komplikują odnalezienie sedna wydarzeń.
Ostatnio jakoś tak dość wielu pisarzy korzysta z takiej formy budowania/pisania książek. Ok, gmatwają, nie ułatwiają. Ale jak czyta się już kolejny raz podobnie zbudowaną książkę, to raczej nie zaskakuje i mi dość szybko udało się odgadnąć o co chodzi.Thiller. Prezenterka radiowa znajduje się w szpitalu. W śpiączce. Jest świadoma. Słyszy wszystko co się wokół dzieje. Inni nie zdają sobie z tego sprawy. Nie wiadomo czy to wypadek, czy próba samobójstwa albo zabójstwa. Oprócz typowych obrażeń dla wypadku samochodowego, Amber ma siniaki na ciele świadczące o przemocy.
Miałam wrażenie, że autorka chciała umieścić jak najwięcej intryg, znaków zapytania, niż to potrzebne.Ciekawe może być to, że główna bohaterka – Amber- to typ bohatera, który intryguje, ciekawi ale niekoniecznie się go polubi. Nie ufa się jej. Na pewno kłamie. Gdzie, w czym, dlaczego?
Autorka krok po kroku odkrywa przed czytelnikami różne fakty. Strzępy informacji przeplatają się w rozdziałach „Teraz” – to czas, kiedy Amber jest w śpiączce, „Wtedy” -to ostatnie dni przed wypadkiem?, przed tym jak Amber znalazła się w śpiączce; oraz „Przedtem” – to kartki z pamiętnika 10latki.
Lekkie pióro, krótkie rozdziały powodują, że czyta się szybko. Może zaskoczyć zakończeniem. Może spowodować dezorientację.OK. Może się podobać. Ja po prostu poczułam przesyt tego typu formą. Ale przeczytałam w jeden dzień.