Dordrecht -trochę krzywo też jest prosto
17 maja 2019
-
Opowiem Wam gdzie jesteśmy.
To, że nas wygnało do Holandii to już wiecie z licznych wpisów na Facebook’u. To, że całkiem intensywnie eksploatujemy ten kraj – też zauważyliście.
Dzisiaj, po całkiem nie małej przerwie na blogu, chciałabym przedstawić Wam nasze miasto. Miasto, które urzekło mnie bardzo. Dużo bardziej niż osławiony i turystycznie oblegany Amsterdam, o którym opowiem Wam innym razem – nie wszystko na raz.
Dordrecht to piękne, średniowieczne, ba! jedno z najstarszych miast Holandii. I co z jednej strony cieszy – mało turystów tu dojeżdża. Z drugiej zaś strony – jest tak piękne i spokojne, że aż szok, że tych turystów tu nie ma!
Dordrecht to najstarsze miasto na granicy prowincji Holland. Mało tego! Dordrecht uważa się za ojca Rotterdamu! Ale pomalutku.
Dordrecht leży w delcie trzech dużych rzek – Merwede, Nieuwe Maas, Noord. Tutaj odbywa się najbardziej wzmorzony ruch wodny w Europie. Jakby największe europejskie skrzyżowanie – tyle, że rzeczne.
Stąd Dordrecht może kojarzyć się trochę z Wenecją ale i też z Amsterdamem.
Całe miasto jest w wodzie. Pełno tu kanałów, rozlewisk, mostów, mosteczków.
Takie położenie nad wodą przyczynio się do rozwoju miasta. Zaczęło się od niewielkiej osody, zarabiającej poprzez pobieranie opłat od przepływających statków. Z niewiele znaczącej osady w 1220 roku powstało miasto Dordrecht z nadanymi prawami miejskim przez Wilhelma I. Miasto zarabiało na handlu morskim oraz kontrolowaniu ważnych szlaków wodnych łączących Holandię ze światem.
Miasto powstawało na mocno podmokłych terenach. I wygląda jakby się upiło! Tych wód oczywiście. Przez co zaczęło mi się mówić „trochę krzywo też jest prosto” – to wypisz wymaluj opis dordrechtowej starówki!
Czemu tak jest?
25% powierzchni Holandii jest poniżej poziomu morza. Zmiany klimatyczne powodują wysychanie gleb gruntowych, przez co sam grunt po prostu osiada. A patrząc na to jak budowano historyczne kamienice – wspierane na drewnianych palach, część stawiano bezpośrednio na gruncie – nie da się nie zauważyć krzywo osadzonych drzwi czy okien, przechylonych całych kamienic czy to na boki czy w przód lub w tył.
Dordrecht ma niesamowity klimat i w deszczu i w słońcu. Można pozwolić sobie na bładzenie uliczkami starego miasta bez stresu. My jeżdżąc rowerami wjeżdżamy w najróżniejsze zakamarki, dzięki czemu raz trafiliśmy na cudowne podwórko przy porcie, gdzie zagadał nas właściciel- organizował urodziny swojej żony. Małżeństwo holendersko-francuskie.
Innym razem trafiliśmy na „nieoznakowany” coffe-shop. Dla zainteresowanych temtem – to nie jest tak, że każdy może ile chce kupować marichuanę. Nic bardziej mylnego. Trzeba pokazać glejt, że jest się zameldowanym mieszkańcem miasta. Ok, są takie punkty, gdzie turystów mnoga i np w Amsterdamie – hulaj dusza, piekła nie ma.
Ale to pod turystów. Albo tak jak dzisiaj- wjechaliśmy na uliczkę całkowicie zawaloną rowerami.
Wracając do naszego miasta – nie samymi krzywymi domkami Dordrecht stoi. Przecież woda do czegoś zobowiązuje! I sama historia powstania miasta. Zdecydowanie polecam historyczny port Wolwevershaven (haven – port), gdzie stoją i nowe żagłówki i jachty ale też właśnie historyczne statki, które obecnie są mieszkaniami.
Dzięki temu, że mamy wielkie wodne skrzyżowanie, bardzo popularne są tramwaje wodne, którymi można dopłynąć do pobliskich miast i miasteczek, a także do samego Rotterdamu czy do jednej z najbardziej znanych miejsc turystycznych – Kinderdijk.
Jeszcze nie miałam okazji skorzystać z tramwaju wodnego. Ale przymierzam się do tego. Chcę poczekać na mniejsze wiatry i nieco bardziej stabilną pogodę, żeby rowerem pojechać do Rotterdamu. Tam dać się ponieść ulicom i wrócić już własnie tramwajem wodnym. Bo z Dordrecht do Rotterdamu to około 15km +/-.
Tramwaje wodne skracają dojazd do pracy, jeśli ktoś mieszka w jednej miejscowości a pracuje w drugiej i przyczyniają się do rezygnacji przez mieszkańców korzystania z samochodów. Wsiadasz na rower, dojeżdżasz do portu (oczywiście w zależności do jakiego miasta chcesz się dostać, musisz dojechać do odpowiedniego przystanku portowego), wsiadasz na tramwaj i go to work.
Znów ciągnę Was back do starej części miasta. Takim znakiem rozpoznawczym jest Katedra w Dordechcie – Grote Kerk.
Katedra jest dość nietypowa. Budowa jej rozpoczęła się już w 1285 roku a teoretycznie zakończona w 1470 i jest zapisana na liście zabytków UNESCO.
Co jest w niej nietypowego? Czemu teoretycznie budowa jest zakonczona? No bo jak to właśnie z tymi budowami na podmokłych terenach tutaj bywa. Kościół ciut ciut się zapadł. Ale w porównaniu z tym co zaczęło dziać się z wieżą, to problemy krzywizny kościoła są pikusiem. Odchył wieży od pionu wynosi – zaledwie 2,5 metra! W wyniku tych „ruchomych piasków” budowę wierzy zakończono na postawieniu zegarów. I tak ją pozostawiono.
Na wieżę moża się wybrać i stojąc na szczycie, przy zegarach moża podziwiać panoramę okolicy.
Bardzo mi się podoba to nasze nowe miejsce na ziemi. Mimo, że samo miasto liczy około 100 tyś. mieszkańców jest tu spokój. Jest dużo parków, zieleni, jednokierunkowych uliczek (jednokierunkowych dla ruchu samochodowego!). Mam swój mały Amsterdam pod Rotterdamem. I wolę go dużo bardziej niż rozdętą stolicę.
I jest bardzo blisko to Rotterdamu – które całkowicie mnie pochłonęło.
To tak słowem wstępu i na początek po przerwie. Osobno przedstawię Wam co ciekawsze zabytki i miejsca godne turysty smakosza historii, architektury i czegoś smacznego na ząb.